Jak finansować biznes. Podejście startupowca.

5 sierpnia 2016

Tanio, taniej, najtaniej. Startupowcy nie mają zasobnych portfeli. A nawet, gdyby mieli to rozrzutność na samym początku nie byłaby rozsądna. Przecież prawdopodobieństwo sukcesu jest poniżej 10%. Zatem jak finansować biznes na jego starcie?

Jak finansować biznes?

Kiedy już wiesz, że przechodzisz z Fazy 0 do Fazy 1, czyli z „marzyciela” stajesz się „przedsiębiorcą” najwyższy czas zdecydować, jak to sfinansować? W moim projekcie rozważam już od jakiegoś czasu cztery źródła finansowania. Rzadko jest możliwe korzystanie tylko z jednego, zwykle działa ich kombinacja:

1. własne oszczędności – myślę tutaj o zasobach budżetu domowego i własnej pracy

2. dług – tutaj wchodzi w grę dług bankowy, ale również pozabankowy (w tym rodzina)

3. inwestorzy zewnętrzni – wspólnicy, których można pozyskać na wiele sposobów i na różnych warunkach

4. dotacje – rzadko jest możliwe uzyskanie dotacji bez wcześniejszego wydatkowania własnych środków

Zbudowanie firmy bez korzystania ze środków finansowych i własnej pracy nie jest możliwe. W przypadku uruchamiania startupu poziom trudności w angażowaniu „zewnętrznych” pieniędzy jest arcywysoki. W szczególności nie jest możliwe zbudowanie startupu za „cudze środki”, bez angażowania własnych. Przyczyna jest prosta. Wszyscy są świadomi dużego ryzyka upadku powstającej, młodej firmy. Dlatego finansowanie zewnętrzne jest możliwe tylko w wariancie, kiedy pierwszy wkład pochodzi od właściciela projektu.

I teraz wyliczenia. Ile będzie kosztowała inwestycja związana z uruchomieniem nowej usługi – w moim przypadku związanej z portalem internetowym? Trzeba wziąć pod uwagę koszt projektowania, potem produkcji, a na koniec utrzymania. Jakie będą wydatki formalne związane z uruchomieniem spółki – założenie, rejestracja, księgowość? Jakie będą koszty marketingu usługi w pierwszej fazie? Czy muszę zatrudnić pracowników do realizowania usługi i jakie będzie ich wynagrodzenie? Biuro, administracja, telefon, internet, inne wydatki? Wszystko sumuję. Zakładam w złym scenariuszu, że przez pół roku usługa nie generuje przychodów. Podołam?

Wariant 1 – Oszczędności i budżet domowy

pieniądze

Jak finansować biznes w jego pierwszej fazie? Najczęstszą, najbardziej naturalną i być może jedyną odpowiedzią jest: z oszczędności. Uruchamiając startup przestaję generować przychody z innych źródeł. Nie da się pracować na etat i budować startupu jednocześnie. Poświęcam się w całości nowemu projektowi, bo bez tego szanse na sukces są jeszcze mniejsze. Muszę się zatem zgodzić na nową, dość nieprzyjemną perspektywę. Zacznę konsumować oszczędności bez bieżących dochodów i bez pewności, że startup osiągnie sukces. Trudne. Ale innej opcji brak. Korzystam.

Wariant 2 – finansowanie dłużne

Podstawowy problem z długami jest taki, że zawsze trzeba je oddać. Mamie, tacie, cioci, bratu, tym bardziej bankowi. Co więcej, zanim dojdzie do zwrotu pożyczki, z reguły trzeba za nią po prostu płacić. Odsetki. A przecież w momencie uruchomiania biznesu jestem na etapie myślenia o kosztach, a nie w fazie skalowania przychodów. Tak więc biorąc kredyt zwiększam bieżące koszty działalności dodając w budżecie kolejną linijkę: obsługa zadłużenia.

Banki nęcą w kampaniach reklamowych możliwością uzyskania kredytu dla firm. Doświadczenie podpowiada mi, że młody biznes nie może liczyć na bankowe finansowanie. Ryzyko dla instytucji zbyt duże, tak więc przedsiębiorca albo otrzymuje za drogą lub formalnie nieakceptowalną propozycję albo odchodzi z kwitkiem. Niebawem sprawdzę w praktyce, które z banków realnie udzielają pożyczek startującym przedsiębiorcom i spróbuję podzielić się tym na blogu. Rozważam.

Branie pod uwagę instytucji niebankowej jako źródła finansowania startupu jest w mojej ocenie co najmniej kontrowersyjne. Koszty takiej operacji są zwykle dużo wyższe w porównaniu do kredytowania bankowego. Nie wspomnę o konieczności skrupulatnego przeanalizowania umowy podpisywanej z parabankiem. Nie jest to instytucja działająca pod rygorem prawa bankowego, tak więc ma większą dowolność w zakresie używania mniej wygodnych dla klienta klauzul. Odrzucam.

Kredyt od rodziny? No cóż, czasami to jedyna, akceptowalna możliwość dłużnego finansowania. Wprawdzie rodzi ryzyka natury bardziej emocjonalnej i relacyjnej, natomiast nie jest obarczony koniecznością podpisywania zawiłych umów, przedkładania kolejnych zabezpieczeń, zgodą na twardy reżim spłat. Mimo wszystko odrzucam.

Poważnie rozważam wariant 3 i 4, ale o tym w kolejnym wpisie.

Tymczasem miłego 🙂